W Szwajcarii zdecydowana większość fast foodów to kebaby. Czy to już jest islamizacja? Zakazu innych nie ma, każdy może sprzedawać Bratwurst mit Rösti, tylko mało komu się chce. W pobliżu jest jeden solidny lokal, nazywa się "Arkadaş", czyli Przyjaciel. To dzielnica akademicka, więc jest też mała budka ze zniżkami dla studentów i restauracyjka Ali Baba, którą prowadzi sympatyczny Kurd. Jest też na rogu inny znajomy kebabiarz, która wita mnie polskim "jak się masz", na co ja mu odpowiadam "çok iyiyim", bo w końcu jakoś leci. Kebab jest w porządku, pod koniec dnia można dostać protekcyjną porcję. Lepiej nie zaczynać o polityce, bo węszy spiski amerykańsko-żydowskie częściej niż trzeba. Ale cóż - z co drugim rodakiem też nie mogę rozmawiać o polityce.
I teraz mam problem: czy w świetle otwartego konfliktu z Państwem Islamskim, które chce zawładnąć Europą, mam mu rozkwasić nos i podpalić jego pieprzoną budę, obcą naszej kulturze?
Piszę to à propos zagrażającej nam dzikiej czerni, która rozumie tylko argumenty militarne. Ja się na takie rozwiązania nie piszę.
Komentarze